Ech, ten radon!

Komentarz ekspercki prof. dra hab. Ludwika Dobrzyńskiego na temat obaw co do skutków zdrowotnych obecności niewielkich ilości radonu w środowisku

 

7 listopada został ogłoszony „Europejskim dniem radonu”. Czyżby na cześć Marii Skłodowskiej-Curie, która o radonie miała słabe pojęcie, jeśli w ogóle? Tak czy siak, wszelkie działania upamiętniające naszą wspaniałą Rodaczkę mogą tylko cieszyć.

Gorzej jest z obecnymi przekonaniami, a właściwie hałasem wzbudzanym przez różne organizacje międzynarodowe wokół tego gazu. Głoszą one w skrócie co następuje: chrońcie się przed radonem, bo ten może na was sprowadzić chorobę, raka płuc w szczególności. Radon to druga przyczyna, po paleniu tytoniu, zapadalności na raka płuc. Tak więc budujcie domy, aby było w nich jak najmniej radonu, a przede wszystkim wietrzcie mieszkania.

Ta ostatnia rekomendacja jest ze wszech miar słuszna i to bez względu na obecność radonu, ta pierwsza pociąga za sobą niebagatelne koszty w budowie lub izolowaniu już istniejących budynków. W tym kontekście trudno nie wspomnieć o dyrektywie UE 2013/59/EURATOM z dnia 5 grudnia 2013 r., dotyczącej tzw. poziomów referencyjnych radonu w mieszkaniach i biurach. W Polsce ma to być poniżej 300 Bq/m3. Czy z tego wynika, że jeśli pomiar wykaże 400 Bq/m3, a nawet 500 Bq/m3, to mamy już, mówiąc kolokwialnie, „przechlapane”?

Szczerze mówiąc, nie rozumiem podstaw naukowych, które powinny stać za wspomnianą dyrektywą. Gorzej! Uważam, że nie uwzględnia ona należycie wyników prac naukowych i prowadzi do zupełnie nieuzasadnionego trwonienia środków publicznych i indywidualnych na niepotrzebne działania. Spróbuję krótko uzasadnić moje stanowisko. Mówiąc o zwiększonym ryzyku raka płuc wraz ze wzrostem koncentracji radonu w powietrzu cytuje się najczęściej prace z 2005 r. Darby i in. oraz, tylko dla obszaru USA, Krewskiego. Zakładając liniowy wzrost prawdopodobieństwa nowotworu, poczynając od zerowej koncentracji radonu, pokazują one, że odpowiednio zsumowane wyniki dają się opisać zależnością liniową, z której wnioskują o odpowiednim wzroście procentowym ryzyka nowotworowego. Mamy tu do czynienia z typowym circular reasoning, w którym trzymając się założenia trudno otrzymać coś więcej niż to właśnie założenie.

Tymczasem badania epidemiologiczne przeprowadzone przez B. Cohena w większości hrabstw w USA w 1995 roku pokazały jednoznacznie, że w pomieszczeniach, w obszarze o zbyt niskich koncentracjach radonu, a więc tam, gdzie ludzie mają do czynienia z bardzo niskimi dawkami, umieralność na raka płuc wzrasta wraz z malejącą od ok. 250 Bq/m3 koncentracją radonu. Podobny wynik otrzymano dla zapadalności na raka płuc na wyspie Guam, opublikowany przez G.M.W Dewtona oraz S. Namaziego w 2013 roku. W domach mieszkańców wspomnianej wyspy odkryto zwiększone stężenie radonu, czego źródłem okazały się krasowe formacje wapienne (pozostałości po rozpuszczaniu skał przez wodę) pokrywające bazalt na podłogach piwnic. W tych ostatnich badaniach zakres koncentracji radonu sięgał aż do około 650 Bq/m3. Badania te prowadzą do identycznego wniosku, jak wyżej: zwiększanie stężenia radonu nie skutkuje zwiększoną, a raczej zmniejszoną zapadalnością na raka płuc. O ile badania Cohena czy Dewtona i Namaziego są odrzucane jako badania tzw. ekologiczne, a więc nie pokazujące szczegółowych przyczyn choroby dla konkretnego osobnika, podobny rezultat uzyskali Thompson i in. w badaniach przeprowadzonych na pacjentach, których historia i warunki życia były znane (tzw. case-studies – badania kliniczno-kontrolne).

Przeprowadzona przez naszą grupę meta-analiza danych kliniczno-kontrolnych, zgromadzonych na świecie w 30 pracach o zasięgu międzynarodowym pokazuje, że w zakresie do koncentracji ok. 800 Bq/m3 nie możemy wiązać zapadalności na raka płuc z koncentracją radonu. W USA ustalono jednak poziom 200 Bq/m3 (ok. 5 pCi/l) jako poziom interwencyjny dla domów mieszkalnych i biur: akurat w obszarze o możliwie najniższym prawdopodobieństwie śmierci nowotworowej, jeśli oprzeć się na danych Cohena. Tak niski poziom interwencyjny zdecydowanie nie ma sensu. Nie chciałbym jednak skupiać się tutaj na wysokości poziomów interwencyjnych, są one różne w różnych państwach europejskich. Chciałbym natomiast pokazać pewne ważne aspekty dla dyskusji o szkodliwości radonu, jak rzekomo drugiej po paleniu tytoniu przyczyny zapadalności i śmiertelności na raka płuc.

Czy wchłanianie radonu może być szkodliwe? Tak, na pewno w dużej ilości lub, jak kto woli, w dużych dawkach. Z takimi dawkami mieli/mają do czynienia górnicy uranu, choć nie tylko, w źle wietrzonych kopalniach, w których stężenie radonu było/jest wysokie, z reguły powyżej 1000 Bq/m3. Z negatywnych dla zdrowia konsekwencji przebywania dłuższy czas w takich pomieszczeniach nie można jednak wyprowadzać wniosku, że przy niskich koncentracjach radonu nasz organizm również zareaguje w podobny, choć słabszy sposób. Zwolennikom takiej tezy bardzo więc nie odpowiadały wyniki Cohena, czy Thompsona, wskazujące na istnienie tzw. hormezy radiacyjnej, a więc pozytywnych skutków promieniowania. Argumenty rzeczowe, oparte na statystycznym podejściu do wyników, nie przemawiały i do dziś do nich nie przemawiają. Są one głęboko sprzeczne z ich przekonaniem, że w zasadzie nie istnieje nic takiego jak „za mało” radonu, aby wywołać szkodliwe efekty w organizmie. Z drugiej strony, wymuszanie redukcji stężenia tego gazu do jak najniższego poziomu jest świetnym źródłem zarobku dla firm, które mierzą to stężenie, i dużych kosztów dla mieszkańców, którzy chcą mieć albo muszą udowadniać, że mają dom, w którym poziom radonu jest niższy niż ustalony limit. Gdyby to jeszcze miało rzeczywisty wpływ na zdrowie …

Spójrzmy na kwestię radonu z innej strony. Od kilku tysięcy lat ludzie korzystają z uzdrowisk radonowych, z reguły znajdujących się w opuszczonych sztolniach, w których wydobywano kiedyś uran. Są to osoby zreumatyzowane, mające trudno wyleczalne zmiany skórne itp. Przez ostatnie sto kilkadziesiąt lat nagromadziło się już mnóstwo literatury i świadectw wskazujących na dobroczynne działanie takich inhalacji, czy picia wód radonowych. W ostatnich latach zespół japoński Shui Kojimy pokazał, że kontrolowana inhalacja gazu radonowego z domowej instalacji, skutkowała znacznym zmniejszeniem bólu pooperacyjnego u bardzo cierpiącego sześćdziesięcioletniego pacjenta po chemioterapii i wycięciu zaawansowanego guza jelita grubego. U pacjenta stwierdzono istnienie przerzutów do płuc, wątroby i kości ogonowej. Dodatkowo, jego markery nowotworowe także się znacząco zmniejszyły. Co więcej, napływają z Japonii dalsze, arcyciekawe wyniki zastosowania procedur inhalacji radonu w specjalnie przystosowanym pokoju (tzw. „pokoju hormezy”), w którym warunki odpowiadają tym w uzdrowisku radonowym Bad Gastein w Austrii. Odpowiednio prowadzona procedura inhalacji radonu, wspomagana też piciem wody radonowej, pozwoliła na wyleczenie przypadków, w których standardowe metody medyczne poniosły porażkę. Należą do nich m.in. wyleczenie pacjenta z wrzodziejącym rakiem odbytu, rakiem prostaty z przerzutami do kości, reumatoidalnym zapaleniem stawów (RZS), czy nawet z tak egzotycznej choroby jak pęcherzyca (w tym ostatnim przypadku silnie ograniczono objawy i w tej chwili nie wiem, czy procedura zakończyła się pełnym sukcesem).

Oczywiście zdaję sobie sprawę z kontrargumentu, że są to pojedyncze przypadki, choć dotyczące chorób, z którymi uznane procedury medyczne sobie nie poradziła, ale skoro takie procedury nie są uznawane przez oficjalną medycynę, to jak spróbować przeleczyć większe grupy pacjentów, aby przekonać się o istnieniu lub nie takich pozytywnych skutków?

Czy idea pozytywnych dla zdrowia efektów wchłaniania radonu w niskich dawkach jest szalona? A niby dlaczego? Wszystkie żyjące gatunki zwierząt i mniej zorganizowanych organizmów wymagają, jak pokazują doświadczenia, pewnej dawki promieniowania jonizującego. Ewolucja następująca przez wieki w polu promieniowania jonizującego o znacznie większym niż dzisiaj natężeniu wymusiła na organizmach wytworzenie mechanizmów pozwalających co najmniej obronić się przed potencjalnie szkodliwymi uszkodzeniami DNA wywołanymi promieniowaniem jonizującym. W innym przypadku te organizmy by nie przeżyły ani nie rozwinęły się do stopnia z jakim mamy dziś do czynienia. Tak więc, trzymając się problemu radonu, który znajduje się w naszych domach, działania w kierunku ograniczania jego koncentracji obniżają jednocześnie możliwość skorzystania z ochronnych własności tego gazu i prowadzą do powiększenia, a nie zmniejszenia prawdopodobieństwa zapadnięcia na raka płuc [Jeffrey Mahn].

To, że radon może mieć działanie pozytywne jest niewątpliwie zagadką. W końcu radon jest alfa-promieniotwórczy, a promieniowanie alfa bardzo silnie jonizuje materię, a więc uszkadza tkanki w miejscach, do których dotrze – stąd jego słaba penetracja przez skórę. Skutki dobroczynne muszą się zatem brać ze specyficznych mechanizmów obronnych, których nie poznaliśmy jeszcze do końca. Oglądamy tylko skutki. Ponadto, jeśli nie znamy historii pacjentów z rakiem płuc, a posługujemy się tylko danymi „geograficznymi”, można podejrzewać, że oprócz wielkości koncentracji radonu w powietrzu, należałoby uwzględnić także inne czynniki środowiskowe, które mogą wywołać raka płuc. Kilka lat temu Simeonov i Himmelstein przedstawili w 2015 r. bardzo bogaty zbiór danych dla USA, wyciągniętych z różnych rejestrów państwowych. Ich wniosek, istotny dla naszych rozważań, był taki, że rzeczywiście, tak jak u Cohena, śmiertelność na raka płuc maleje ze wzrostem koncentracji radonu przynajmniej do stężenia 250 Bq/m3, ale spadek ten uzasadnia się analogicznym efektem gdy wzrasta wysokość terenu zamieszkania, czy natężenie UVC. Nie wskazywali oni jednak na możliwość istnienia jakiegokolwiek wzrostu zapadalności na raka płuc ze wzrostem koncentracji radonu. Nasza grupa zainteresowała się taką interpretacją danych i przeprowadziła wielostronną analizę danych Simeonova i Himmelsteina, stosując różne, choć niezbyt skomplikowane metody statystyczne. Jak pokazaliśmy, dla dowolnie wybranej wysokości zamieszkania liczba nowotworów płuc maleje ze wzrostem koncentracji radonu, co w pełni zgadza się, przynajmniej jakościowo z obserwacją Cohena. W świetle naszych kilkuletnich analiz podtrzymujemy zatem wniosek, że podstawy uzasadniające takie dokumenty jak dyrektywa europejska są zbyt kruche, i że taka dyrektywa nie powinna powstać. A mówiąc inaczej: nie ma podstaw naukowych twierdzenie, że radon w naszych mieszkaniach i biurach jest przyczyną zwiększonej zapadalności na raka płuc. Po co więc ten hałas?

Podsumowując: nie neguję możliwości wpływu radonu na zapadalność na raka płuc w wypadku ludzi inhalujących znaczące dawki radonu, jak to było, a czasem jeszcze jest w wypadku górników pracujących np. w kopalniach uranu. Sprzeciwiam się jednak ekstrapolowaniu wyników uzyskanych dla wysokich dawek radonowych do sytuacji, gdy te dawki są niskie, gdy koncentracje radonu są niewielkie. Obecnie ustalane poziomy możliwych koncentracji radonu w domach mieszkalnych i biurach są bardziej wynikiem myślenia „na wszelki wypadek” niż wynikiem skorzystania wpierw z rzetelnych badań naukowych, cokolwiek się kryje za „rzetelnością” oceny badań. Koszty, które ponoszone są w wyniku decyzji administracyjnych muszą być odzwierciedleniem wielkości społecznych zagrożeń, które chce się usunąć lub zminimalizować. Niestety, uważam, że tak nie jest w tym przypadku.

 

Publikacje profesora Dobrzyńskiego i współpracowników wspomniane w tekście:

K.W.Fornalski, L.Dobrzyński, „Radon a ryzyko raka płuc”, PTJ 57 (2012), 21

S.M. Javad Mortazavi, Joseph John Bevelacqua, Krzysztof W. Fornalski, Charles W. Pennigton, James Welsh, Marek K. Janiak, Ludwik Dobrzyński, Mohan Doss, Letter to the Editor (August 24, 2017) concerning the paper “Occupational exposure to radon for underground tourist routes in Poland: Doses to lung and the risk of developing lung cancer” International Journal of Occupational Medicine and Environmental Health 2018;31(5):1-4; https://doi.org/10.13075/ijomeh.1896.01257

L.Dobrzyński, K.W.Fornalski, J.Reszczyńska, Meta-analysis of thirty-two case–control and two ecological radon studies of lung cancer, J.Rad.Res. 59, 149-163 (2018); doi: 10.1093/jrr/rrx061

J.J.Bevelaqua, L.Dobrzyński, J.Welsh, S.M.J.Mortazavi, “Commentary regarding <>”, Cancer Letters 452 (2019) 264-265 https://doi.org/10.1016/,.canlet.2019.01.030

J.Reszczyńska, M.Pylak, K.W.Fornalski, S.J.Mortazavi, L.Dobrzyński, Methodological Problems in Epidemiological Data: the Case of Correlation Between Radon Level and Lung Cancer , Int.J.Low Rad. 2020 (w druku)